Już wróciłam :)
Długo mnie nie było, ale ostatnie dni są jak zwariowane....
Czas nie chce się zatrzymać a ja nie wyrabiam się z pracą i obowiązkami.
Mam tylko cichą nadzieję, że ta gonitwa musi się kiedyś skończyć :)
Ale dosyć z narzekaniem, czas na przyjemności.
A ostatnio taką radochą są dla mnie nowe dechy do serwowania.
Mój kochany M ma niewiarygodną cierpliwość do moich pomysłów i
wspiera mnie nawet przy przedziwnych przemyśleniach.
Pamiętacie jak robiliśmy dębowe deski do serwowania, o których pisałam TU .
Zrobiliśmy znowu ale tym razem trochę inną - bardzo długą i chudą :)
Tak naprawdę o kształcie tej deski zadecydowały słoje, czyli natura :)
Piękne dwa blisko osadzone sęki stworzyły znak V, a mój M tylko oszlifował. Tylko ?
Myślę, że stworzył cudny gadżet na stół :)
Dzięki Maro!!!
Mam nadzieję, że to nie koniec :)
I że jeszcze parę desek do serwowania antipasti zrobimy.
To takie wdzięczne zajęcie.
Uściski,
Beata