20 maja 2019

Remont kuchni

Remont kuchni dumnie brzmi. A jeśli ma się na takie zmiany odpowiednią kwotę, to mały pikuś. Wyzwaniem jest zrobić coś z niczego. Oczywiście to jest metafora, bo nie zrobię nagle zmywarki ze starej szafki, ale starałam się odnowić kuchnię na poziomie moich ekonomicznych możliwości.




Może od początku:
od paru lat marzyłam o nowym, funkcjonalnym pomieszczeniu gdzie z przyjemnością będę gotowała dla swoich domowników. Kuchnia, którą miałam była montowana w latach 90-tych i wtedy wydawała się być wyjątkowa. Wymagania się zmieniają, gust też i w miarę upływu czasu zauważałam jej niefunkcjonalność i brzydotę.





Pomieszczenie nie jest duże. Zwykła kuchnia w bloku około 8 m więc musiałam się nagłowić z rozmieszczeniem szafek i sprzętu. Priorytetem była loftowa szafa. Musiałam ją wstawić i koniec. Mąż słuchał mnie ze zdziwieniem, ale już trochę mnie zna, więc przyjął, że tłumaczenie zasadności tego mebla w naszej kuchni to zwykła starta czasu. ....... Ponieważ w starej kuchni miałam bardzo mały blat roboczy, postanowiłam, że w nowej będę miała ogromny! Przeniesiony (ze dwa lata temu) kaloryfer spod okna pod stół, ustąpiła miejsca szafkom, czyli zmywarce. Dzięki temu blat kuchenny ma nie 60 cm głębokości, tylko 85 cm. Cudownie! Następnym krokiem było umieszczenie szafki cargo - na przyprawy. tuż obok kuchni wstawiłam, by zawartość mieś pod ręką. Inne szafki to już standard.
Kiedy przyjechał Pan stolarz i ogarnął to co zamówiłam, byłam ciekawa jak ja teraz zmieszczę wszystkie swoje graty w loftowej szafie? Likwidując górne szafki pozbywałam się miejsca na moje gadżety. Mąż powtarzał, że nie zmieszczę się na pewno, ale ja twardo przekonywałam go, że dam radę. ........ wcale nie. Z wielu rzeczy musiałam zrezygnować i porozdawałam. Taka sytuacja dała mi do myślenia, żeby zakupy gadżetów zmniejszyć o 90%. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się zagraciłam.



Loftową szafę zawaliłam swoimi rupieciami. Ale? to nie było takie proste. Wszystkie miseczki, kubki, szklanki, półmiski i naczynia do zapiekania poustawiałam spontanicznie. Ale nieee.... Następnego dnia coś było nie tak. I znowu przestawianie i układanie. Ale? po paru dniach znowu inaczej i tak do tej pory. Ciągle ustawiam, przekładam, zmieniam. Aż do perfekcji. Dokładam półki,żeby wszystko było pięknie zaprezentowane i żeby każdy przedmiot miał swoje miejsce.




No cóż. Musze przyznać rację mężowi. Nie było łatwo i ledwo się pomieściłam. Teraz jak będę chciała kupić nowe naczynie do zapiekania? To najpierw przeanalizuję gdzie je włożę. :)
Jak pisałam wcześniej, nie chciałam górnych szafek. Ale puste ściany wydawały mi się smutne. Nad kuchenką zamieściłam nowoczesny okap. A co tam.... nie chciałam żadnego retro. A obok powiesiłam szafkę z IKEA na mączne rzeczy. Uwiodły mnie prześwitujące pojemniczki z rączkami. Teraz nie muszę zaglądać do szuflad i sprawdzać czy jest jeszcze kasza. Z daleka widać w jakim stopniu są uzupełnione.


Został nasz stary dębowy stół z trzema kolorowymi patyczakami. Bo strasznie je lubię. Łamią tą suchą nowoczesność białych szafek.



Jeszcze parę rzeczy przede mną. Musze wstawić do witryny szybki i oświetlenie. Domownicy nie chcą bo teraz łatwiej im się wyciąga talerze czy szkło ;)
Ale znając mnie zawsze coś wymodzę nowego.



Teraz lubię to pomieszczenie. Jest wygodne i funkcjonalne.

Do miłego Kochani :)
Beata