31 października 2012

I znowu świeczniki :)

Tak wiem, ciągle te świeczniki!!!!  No cóż lubię świece, lampki i światełka....
Często zapalam wieczorami lub jak wpadają znajomi. Małe światełka tworzą ciepły klimat.



Jak zwykle wyszukałam je w internecie i kupiłam za przysłowiową złotówkę.
Były porozkręcane, brudne i samotne, chociaż w parze. Postanowiłam dać im drugie życie.



Na początku ( często tak mam) nie miałam koncepcji jak je wykończyć. Sprawdziłam co powinnam poprawić i zabrałam się do pracy. Rozkręciłam co się dało, wyczyściłam metal ze stearyny i oskrobałam drewniane części do "żywego".


Poszłam na łatwiznę! 
Kupiłam farbę w sprayu i dwukrotnie pomalowałam je na biało. A co tam....  
Skręciłam ponownie, a właściwie skręcił mój M. I teraz wyglądają tak:



Są takie świeże, więc wsadziłam do nich długie,białe świece.
Pozdrawiam ciepło, Beata


27 października 2012

Stary kufer cz. I


Zabieram się za odnowienie starego kufra, który jest u mnie od wiosny. 
Tak naprawdę nie wiem ile może mieć lat. Może 70 lub 80? W internecie wpadłam tylko na wzmianki, że może być to kufer Albert Rosenhain.
Najważniejsze, że przyszedł na niego czas:)
A w moim posiadaniu znalazł się w bardzo niespotykany, a może bardzo popularny sposób?
Moja siostra wraz z mężem kupili ziemię, w odległym miejscu od cywilizacji, by wybudować sobie domek z ich marzeń. Zanim jednak zaczęli budować, zaprosili nas na ognicho z kiełbaskami. 
Śmieliśmy się, że ognisko rozpalamy w salonie, ha,ha,ha....

Byliśmy bardzo zorganizowani i każdy z nas wiedział co ma robić. Dzieci zbierały na około patyki na ognisko, mój tata wraz z moim M. organizowali ogień, kobiety ( ja i siostra) przygotowywałyśmy kiełbachę.
A szwagier szukał świeżych patyków potrzebnych do pieczenia kiełbasy. Wszedł w jakieś chaszcze i krzyknął żebym przyszła. Aby tam dojść musiałam założyć bluzę, bo komary cięły nie patrząc na nic. 
Kiedy dotarłam okazało się, że na betonowych klocach stoi ta skrzynia! A nad nią mój szwagier. On wie, że nie przechodzę obojętnie obok staroci. 

WIELKIE DZIĘKI SZWAGIERKU!!!!



Obejrzeliśmy ją z każdej strony. Była idealna i mówiła do nas: WEŹCIE MNIE!  

I oczywiście tak zrobiliśmy. Wytargaliśmy ją z pokrzyw i komarów, postawiliśmy na drodze, spojrzeliśmy po sobie, a każdy miał w oczach pytanie: co dalej? Jak ją przewieźć do domu?

Po różnych propozycjach i kombinacjach przewieźliśmy TAK! 



Niestety nie mieścił się do samochodu i trzeba było przywiązać go do bagażnika czym popadnie. A w tym momencie mieliśmy tylko dwie krótkie liny i kabel.:)

Szczęśliwie dojechał do domu, poczekał w piwnicy pół roku i dojrzał do tego, żebym w końcu się za niego zabrała. Po wnikliwym "audycie" spisałam kolejność prac jakie muszę wykonać:

1. Rozmontować maksymalnie części by je wyczyścić i pokleić.


2. Materiał jest tak podarty i nadgryziony zębem czasu, że muszę go zdjąć.


3. Wyczyścić i skleić wieko.


4. Wyszorować wszystkie okucia.


5. Niestety nie ma skórzanych rączek, więc będę szukała zastępczych.


6. Trzeba wyczyścić w środku i pomyśleć nad jego wykończeniem.


7. Pokryć = wykończyć jakąś warstwą? Jeszcze nie wiem jaką, ale pewnie w trakcie renowacji coś wymyślę. :) Będzie trochę inny niż w oryginale, bo zewnętrzna tkanina jest bardzo zniszczona, a ja nie wiem co to dokładnie było. W każdym razie na pewno będę opisywała dalsze losy starego kufra.
*

Koniecznie muszę jeszcze wspomnieć o aurze za oknem. Wstałam dzisiaj rano i zobaczyłam, że pada śnieg.
Myślę sobie: ok, niech popada i tak pierwszy to zaraz zniknie.
 Ale nie...... śnieg padał cały dzień. Jest przed północą i też pada!!!!

Kiedy byłam w dzień na spacerze z naszym sierściuchem, zrobiłam parę zdjęć.
Jest 27 października, a świat wygląda jak w grudniu!!


Życzę miłej niedzieli. Aaaa pamiętajcie o czasie, dzisiaj w nocy zmieniamy!

Beata


22 października 2012

Biało mi...


Kiedy zaczęłam pisać mojego bloga parę miesięcy temu z założeniem opisywania w jaki sposób stare meble i inne rzeczy "cucę" do drugiego życia, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zacznę się interesować trochę fotografią a trochę robótkami ręcznymi. 
Oglądam Wasze blogi i nie mogę się nadziwić ile możliwości jest wśród płci pięknej. 



W sobotę, kiedy było słonecznie i tak jesiennie po polsku, musiałam zrobić coś innego niż zwykle. Natchniona przemalowywaniem drobnych przedmiotów codziennego użytku, znalazłam dawno zapomniane naczynia do owoców. 




Wymyłam z kurzu i przemalowałam na biało. A co tam. :)
Białe, przynajmniej będą wyglądały na świeże. Nawet się nie spodziewałam takiego efektu! Teraz będę je na pewno częściej używała. 




Moje "nowe" koszyki będę wykorzystywać trzymając w nich jesienne owoce.
:)

Pozdrawiam, Beata


18 października 2012

Giełda staroci w .....

 
Giełda staroci, czyli RAJ DLA KOLEKCJONERÓW! i nie tylko.
 
 Uwielbiam odwiedzać miejsca, gdzie można pooglądać, podotykać i kupić coś niespotykanego. Każdy wystwiony przedmiot na sprzedaż, ma przecież swoją historię. I kiedy kupuję "jakiegoś starocia", zawsze zastanawiam się kto go używał i dlaczego trafił na targ?
*
W ostatnią niedzielę, czyli 14 października były Targi staroci w Grodzisku Mazowieckim, gdzie oczywiście pojechałam wraz z moją córką. Targi są w każdą drugą niedzielę miesiąca, a link strony podaję poniżej.
 
 
 
 
 
 
Była przepiękna pogoda, w sam raz na spacery pomiędzy wystawionymi stoiskami.
Zauroczyła mnie różnorodność mosiężnych przedmiotów takich jak: świeczniki, okucia do skrzyń, czy kluczynki do mebli.
Miłośnicy porcelany mogli podziwiać: filiżaneczki, paterki czy wielkie, porcelanowe półmisy.
 
 
 
Ja szukałam jakiegoś mebelka, któremu mogłabym dać drugie życie, ale niestety, nie było :(.
W związku z tym postanowiłam zaszaleć i kupić sobie "COSIA". Przecież nie mogłabym wrócić do domu z pustymi rękami. hahahahaha....
Pogrzebałam więc w pojemnikach, które widać poniżej i wygrzebałam dwie duże, platerowe łyżki.
 
 
 
Na pierwszy rzut oka, trudno było sobie wyobrazić, że mogę łyżki wykorzystać do sałat. Były zakurzone i opuszczone.....
Ale po wyczyszczeniu, łyżki są rewelacyjne.!!!!!!!
 

 
 
 
Oczywiście dołączyły do mojego skromnego zbioru.
*
Pewnie jeszcze nie raz pojadę do Grodziska, by coś znowu przywieźć do domu. I w związku z tym,
mam ogromną prośbę, jeśli któraś z Was zna i może polecić takie miejsca jak Targ w Grodzisku Mazowieckim, bardzo proszę o informację.
Chętnie odkryję inne złoża ciekawych i pięknych przedmiotów.
 
 
Miłego dnia, B
 
 
 


14 października 2012

Decoupage po raz drugi...


Ostatnio szperałam w internecie i zauważyłam, że bardzo dużo pytań dotyczy techniki decoupage. Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale zrobiłam już parę prac i mam swoje spostrzeżenia. Postanowiłam więc, podzielić się z Wami moimi uwagami :)


Razem z moją wspierającą mnie córką, zrobiłyśmy tacę, mały pojemnik na czosnek i butelkę na oliwę o jednym wzorze. Wszystkie te rzeczy pomalowane są białą farbą akrylową, kupioną w sklepie budowlanym. Farby lub kleje do decoupage są sprzedawane w bardzo małych pojemnikach, więc wolę kupić puszkę farby, która starczy mi na dłużej, a jednocześnie mniej za nią zapłacę. Farba akrylowa nadaje się do malowania drewna i szkła. 
Kiedyś malowałam też metalowy kubełek i wyszło super. 
*
Na pytanie: Jakich serwetek używam? Odpowiadam: zwykłe. Ja używam serwetek kupionych w sklepach papierniczych lub po prostu w sklepach internetowych, które oferują wszystko do decoupage.



Często naklejając wzór, robią się nierówności i pęcherze. Ja naklejam powoli, na posmarowaną klejem powierzchnię i układając od jednej strony przyciskam małym kawałkiem gąbeczki wyciętej z popularnego zmywaka do naczyń. Taka czynność pomaga dokładnie ułożyć wzór na powierzchni. 
*
Innym pytaniem było: Jaki klej? 
Ja używam zwykłego kleju do drewna w tubce. Jest tani i idealnie przykleja serwetki.
*
Ostatnią warstwą jest lakier. I jak pozostałe rzeczy, kupuję większą puszkę w sklepie budowlanym.



Jeśli będziecie miały jeszcze jakieś pytania, piszcie proszę. Następne rzeczy będę zdobiła techniką decoupage przed świętami, ponieważ mam parę pomysłów na gwiazdkowe prezenty. ;)

Pozdrawiam, Beata


10 października 2012

Stolik z giętymi nogami


Dawno nie pisałam o meblach z duszą, więc dzisiaj postanowiłam pokazać mój stary = nowy, kawowy stoliczek. W naszym dużym pokoju stoi duży stół, więc zawsze marzyłam o czymś małym do podania gościom np. kawy czy herbaty?



Kupiłam go, jak zwykle za grosze, ponieważ był bardzo zniszczony. Blat stolika całkowicie do wymiany. Wydaje mi się, że przez całe swoje życie dźwigał na swoich barkach jakiegoś dużego kwiatka. 


By doprowadzić go do bieżącego stanu, musiałam trochę się namęczyć. Właściwie była to moja pierwsza renowacja z wymianą forniru!!! I jak to jest za pierwszym razem, nie zawsze się udaje. Ale podobno na własnych błędach się uczymy. :)


Najpierw zeszlifowałam stary fornir, i oczyściłam papierem ściernym. Potem posklejałam wszystkie listewki co widać poniżej. Śmiesznie wygląda, prawda? Mój M. pomógł mi je unieruchomić korkami od wina, bo cały czas ślizgały się na kleju do drewna. hahaha....


Potem zabrałam się do "koronkowej roboty", oczywiście mówię o klejeniu forniru. O rany... to dopiero było wyzwanie... Rozrobiłam klej, wymierzyłam fornir, nałożyłam klej na blat i przykleiłam. Tak jak się uczyłam dociskając z każdej strony.



No i niestety na drugi dzień, po docięciu brzegów, okazało się, że fornir z szerokości stolika POPĘKAŁ! Było mi przykro, bo wszystko robiłam, tak mi się przynajmniej wydawało, jak trzeba. A jednak nie!!! Dałam za mało kleju na brzegach. Teraz już wiem!! 
Zerwałam fornir (ten nowy), wyczyściłam papierem ściernym i położyłam prawidłowo jeszcze raz. 
:)

Cały stolik oczyściłam i wykończyłam politurą. 



Najfajniejsze jest to, że kupiłam stolik do kawy, a Mój M. powiedział, że przyda mu się stolik pod laptopa. Tak czy inaczej, stolik u nas zostaje!!

Pozdrawiam, B


 

7 października 2012

Dyniowe ciasto


Sezon dyniowy rozpoczęty! Dzisiaj, na prośbę Joli, tak to był świetny pomysł, upiekłam ciasto z dyni. 
Tym samym rozpoczęłam sezon na dynię. :)

Wczoraj byliśmy u znajomych, gdzie podano krem z dyni z groszkiem ptysiowym, był pyszny, więc kiedy dzisiaj tarłam kawałki dyni do ciasta, padło pytanie: A kiedy będzie krem z dyni? No i cóż, w tygodniu muszę upichcić.
Wracając do naszego ciasta, będą potrzebne takie składniki jak:

- 2 szklanki tartej dyni (ale ja trę wcześniej na grubej tarce i trzymam na sitku by odcedzić sok),
- 1 szklanka cukru,
- 3 jaja,
3 łyżeczki cynamonu,
1 łyżeczka sody,
1 cukier waniliowy,
3 i 1/2 szklanki mąki,
 1 szklanka oleju,
parę orzechów włoskich do posypania.




Dynię trę na grubej tarce, by było ją widać i czuć w upieczonym cieście. Lubię zapach dyni, ponieważ pachnie trochę arbuzem i trochę pomarańcza. To dziwne, bo arbuz kojarzy mi się z latem, pomarańcze z gwiazdką, a dynie jemy w czasie jesieni :).
*
A tarez jak zrobić: 
Jaja ubijam z cukrem, potem dodaję: olej, mąkę, cukier waniliowy, cynamon i sodę. 
Na koniec powoli mieszam masę z utartą i odcedzoną dynią. Nie przejmujcie się jeśli przed dodaniem dyni ciasto jest gęste. Dynia jest mokra, więc, po dodaniu, rozrzedzi ciasto.
Wylewam masę do formy wysmarowanej masłem i posypanej bułką. Potem posypuję na wierzchu orzechami i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 60 minut.



Ciasto jest super na jesienne wieczory. Dynia i orzechy to przecież dary miesiąca października!
Wszystkim życzę Smacznego ! 
Beata

3 października 2012

Mosiężne świeczniki


Niestety jestem chora :(
Nie mam siły na nic. W sobotę byliśmy na zbieraniu jabłek. Było ciepło i słonecznie, a jednak zdradziecko.!

Poniżej nasze zbiory...



Ale nie o tym chciałam Wam napisać!
Jak pewnie wiecie, albo i nie, bardzo lubię świeczniki, a w nich palące się wieczorem świece. 
Przy najmniejszej okazji zapalam w domu świeczki, by było przytulnie i nastrojowo. 

Ostatnio wpadłam na pomysł by mieć miedziane świeczniki, każdy z innej "parafii". Poszperałam trochę na Allegro i mam. Wczoraj przyszły i od razu znalazłam dla nich miejsce. Stoją na komodzie obok starej szafy.



Każdy z nich jest innej wysokości oraz kształtu, a mimo wszystko wyglądają jak dobry TEAM !!


Pozdrawiam i lecę się kurować!!