11 października 2017

Walka z robalami


Każdy, kto pamięta kredens czy starą komodę u babci lub dalekiej krewnej widział ślady po robalach. Nie jestem fachowcem od robali, ale wiem jedno. Niszczą nam nasze ukochane meble.  
Dużo i intensywnie czytałam o drewnojadach. Jest ich wiele rodzai i każde z nich lubi inne warunki. Nie będę o nich pisała, bo tak jak pisałam, jestem laikiem w tej materii. Ale opiszę Wam swoje zmagania z meblem, którego nogi zniszczyły właśnie takie drewnojady.



W pierwszej kolejności trzeba je po prostu udusić. Na rynku jest wiele środków do zabijania "drewnianych" robali. I właściwie nie mam swojej ulubionej marki. Kupuję w sklepie budowlanym preparat na drewnojady, spryskuję nim mebel i zawijam w folię tak, by chrabąszcze szlag trafił. Musimy pamiętać, że mebel opryskujemy na dworze lub w pomieszczeniu o dobrej wentylacji. Po czym, zawinięty szczelnie folią mebel zostawiamy na 1-2 doby. W przypadku tej ławy, moje robale miały trzydniowe spa. :))) 






Po rozpakowaniu z folii zostawiłam ławę dwa-trzy dni, by sprawdzić czy nic się nie sypie. Czy nic w niech już nie chodzi i czy mogę zalepić ich korytarzyki. Nic się nie sypało i nie było nic słychać. ;) Więc zabrałam się do zalepiania dziurek.






Ważne jest, żeby dobrze dobrać kolor szpachli lub wosku. Dziurek, a przez to ubytków było dużo, więc ważne jest by kolor wypełnienia był bardzo podobny do drewna.




Po jakimś czasie okazało się, że dziurki wciągnęły moją szpachlę i jeszcze raz muszę je zakleić. To oznacza, że w środku jest jedno,wielkie podziemie :)




Większe ubytki wypełniłam kawałkami dębu. Trzeba było dopasować do zeżartych części.





Poniżej mistrz drugiego planu, haha...





Po pierwszym dopasowaniu i szlifowaniu zebrałam pył z mebla, by zrobić czarodziejską miksturę do  szpachlowania. Mieszam kapon z pyłem z danego mebla i mam świetny wypełniacz.




Po sklejeniu i zaszpachlowaniu, czas na szlifowanie. Każdy kawałek mebla wyczyściłam papierem ściernym i przygotowałam do zabezpieczenia. Oczywiście nowe części zabarwiłam bejcą na zasadzie prób i błędów. Trzeba to robić przy dziennym świetle, by różnice w kolorze były jak najmniejsze.

Potem najprzyjemniejsza część, czyli woskowanie. Zazwyczaj robię to dwa razy, Dzień po dniu. By wosk dobrze się wchłonął.

No i proszę: 









Mam cichą nadzieję, że wytłukłam wszystkie robale w ławie, bo jak nie to.......

Wielkie uściski,
Beata



10 komentarzy:

  1. gratuluję wygranej walki

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zawsze pełna podziwu, jak odnawiasz meble i nie tylko. Nie dość, że wkładasz w to wiele pracy to i potrafisz o nie zawalczyć :) BRAWO !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasiu, tak jakoś samo wychodzi:)))

      Usuń
  3. Właśnie wzięłam się za kołyskę i dziurek jest sporo, ale nie ma świeżego pyłu. Mimo to chyba jednak kupie preparat. Życz mi powodzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia!!! Ja zawsze pryskam kiedy są dziurki. Te chrabąszcze mogą być i czekać na ucztowanie. Trzymam kciuki :)))

      Usuń
  4. Uroczy i zgrabny stolik, a korniki są wstrętne. Podziwiam jak zawsze Twoje umiejętności :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Stoliczek wygląda bardzo elegancko. Najważniejsze, że walka jest wygrana :).

    OdpowiedzUsuń
  6. ogrom pracy ale pod Twoja ręką odzyskują zycie te piękne starocie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że ze mną jesteście i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza :) Uwielbiam je czytać :)