Każdy, kto pamięta kredens czy starą komodę u babci lub dalekiej krewnej widział ślady po robalach. Nie jestem fachowcem od robali, ale wiem jedno. Niszczą nam nasze ukochane meble.
Dużo i intensywnie czytałam o drewnojadach. Jest ich wiele rodzai i każde z nich lubi inne warunki. Nie będę o nich pisała, bo tak jak pisałam, jestem laikiem w tej materii. Ale opiszę Wam swoje zmagania z meblem, którego nogi zniszczyły właśnie takie drewnojady.
W pierwszej kolejności trzeba je po prostu udusić. Na rynku jest wiele środków do zabijania "drewnianych" robali. I właściwie nie mam swojej ulubionej marki. Kupuję w sklepie budowlanym preparat na drewnojady, spryskuję nim mebel i zawijam w folię tak, by chrabąszcze szlag trafił. Musimy pamiętać, że mebel opryskujemy na dworze lub w pomieszczeniu o dobrej wentylacji. Po czym, zawinięty szczelnie folią mebel zostawiamy na 1-2 doby. W przypadku tej ławy, moje robale miały trzydniowe spa. :)))
Po rozpakowaniu z folii zostawiłam ławę dwa-trzy dni, by sprawdzić czy nic się nie sypie. Czy nic w niech już nie chodzi i czy mogę zalepić ich korytarzyki. Nic się nie sypało i nie było nic słychać. ;) Więc zabrałam się do zalepiania dziurek.
Ważne jest, żeby dobrze dobrać kolor szpachli lub wosku. Dziurek, a przez to ubytków było dużo, więc ważne jest by kolor wypełnienia był bardzo podobny do drewna.
Po jakimś czasie okazało się, że dziurki wciągnęły moją szpachlę i jeszcze raz muszę je zakleić. To oznacza, że w środku jest jedno,wielkie podziemie :)
Większe ubytki wypełniłam kawałkami dębu. Trzeba było dopasować do zeżartych części.
Poniżej mistrz drugiego planu, haha...
Po pierwszym dopasowaniu i szlifowaniu zebrałam pył z mebla, by zrobić czarodziejską miksturę do szpachlowania. Mieszam kapon z pyłem z danego mebla i mam świetny wypełniacz.
Po sklejeniu i zaszpachlowaniu, czas na szlifowanie. Każdy kawałek mebla wyczyściłam papierem ściernym i przygotowałam do zabezpieczenia. Oczywiście nowe części zabarwiłam bejcą na zasadzie prób i błędów. Trzeba to robić przy dziennym świetle, by różnice w kolorze były jak najmniejsze.
Potem najprzyjemniejsza część, czyli woskowanie. Zazwyczaj robię to dwa razy, Dzień po dniu. By wosk dobrze się wchłonął.
No i proszę:
Mam cichą nadzieję, że wytłukłam wszystkie robale w ławie, bo jak nie to.......
Wielkie uściski,
Beata
gratuluję wygranej walki
OdpowiedzUsuńDziękuję :))))
UsuńJestem zawsze pełna podziwu, jak odnawiasz meble i nie tylko. Nie dość, że wkładasz w to wiele pracy to i potrafisz o nie zawalczyć :) BRAWO !
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu, tak jakoś samo wychodzi:)))
UsuńWłaśnie wzięłam się za kołyskę i dziurek jest sporo, ale nie ma świeżego pyłu. Mimo to chyba jednak kupie preparat. Życz mi powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!!! Ja zawsze pryskam kiedy są dziurki. Te chrabąszcze mogą być i czekać na ucztowanie. Trzymam kciuki :)))
UsuńUroczy i zgrabny stolik, a korniki są wstrętne. Podziwiam jak zawsze Twoje umiejętności :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam :))
UsuńStoliczek wygląda bardzo elegancko. Najważniejsze, że walka jest wygrana :).
OdpowiedzUsuńogrom pracy ale pod Twoja ręką odzyskują zycie te piękne starocie
OdpowiedzUsuń